Bycie czarownicą ma tylko zalety. Pewnie ty też tak myślisz. Tak
wiele za tym przemawia. Niezależnie od wieku można być piękną, młodą i
atrakcyjną. Można poznawać cudze słabości i sekrety, wpływać na życie ludzi, leczyć
i rzucać uroki. Od czasu do czasu gdy
zbiory zagrożone są suszą można zesłać deszcz albo wyczarować strzelające
wielobarwne ognie ku uciesze gawiedzi. Innymi słowy można bawić się magią w
dowolny wybrany tylko przez siebie sposób. W świecie wykreowanym przez Celię Friedman jest inaczej. Każde nawet najmniejsze użycie magii wiąże
się z poświęceniem. Poświęceniem siebie samego albo kogoś innego. Za każdym razem kiedy czarownica używa magii
czerpie energię z własnych zasobów życiowych. Długość jej życia jest ściśle
powiązana z tym w jaki sposób dysponuje swoją magią. Zupełnie odmiennie jest w
przypadku mężczyzn. Tylko oni mogą być Magistrami. Tą subtelną różnicą, którą
czni Magistrów bardziej niezależnymi jest fakt, że ich poświęcenie nie wiąże
się z życiem ich samych. Źródłem siły dla Magistrów są konsorowie, którzy niczego nie świadomi powoli umierają, wysysani
do ostatniej kropli siły przez Magistrów. W chwili gdy energia, którą dostarcza
konsort kończy się Magister szuka innego dostawcy, zapewniając sobie tym samym
całkiem nowe źródło energii. Nawet
najmniejsze dziecko wie, że kobiety nie mają predyspozycji do bycia Magistrem.
Nikt nie pamięta by kiedykolwiek szeregi najpotężniejszych magów zasiliła
kobieta. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że kobieta może być jednym z
nich. Jednak ona jest wyjątkowa.
Główna bohaterka książki - Kamala od dziecka miała dar widzenia. Krótkie aczkolwiek pełne
upokorzeń życie i ciężkie
doświadczenia wykształciły w niej trudną do złamania postawę dążenia do
wyznaczonego celu. Dzięki temu została Magistrem. Podobnymi cechami charakteru
cechuje się Andovan - morati, dumny
młody książę, którego dopadło Wyniszczenie. Nie potrafiący pogodzić się ze
swoim losem młodzieniec wyrusza w podróż aby odnaleźć tego, który z każdym
dniem wysysa z niego życie. Oboje nie zdają sobie sprawy co szykuje dla nich
los i z jak wielkim niebezpieczeństwem będą musieli walczyć w niedługim czasie.
Światowa fantastyka niemalże
ugina się pod ciężarem różnorodności magii, magów, wszelkiej maści potworów i niebezpieczeństw z którymi
przyszło walczyć głównym bohaterom. Autorzy tworzący w tym nurcie dostarczają nam różnorakich pomysłów na to
jak wyglądali magowie, skąd czerpali
swoją siłę, jakimi sztuczkami mogli się wykazać i z jakim z wrogami przyszło
się im zmierzyć. „Uczta dusz” na tym tle nie wypada wcale
blado. Moim zdaniem wypada bardzo, bardzo dobrze. Średniowieczny świat, który
wyszedł spod pióra Autorki nie jest przyjazny. Nie ma w nim dobrych wróżek ani
jednorożców. Wręcz przeciwnie. Książka spowijają niemalże wszystkie
możliwe odcienie szarości i czerni. Intrygi i związane z nimi konflikty, starodawne wierzenia,
napięta sytuacja w społeczności magistrów, magia oraz nadciągające, pradawne
niebezpieczeństwo stanowiące główny trzon powieści wynagradzając czytelnikowi
niezbyt dynamiczną akcję. Jednak z racji tego, że „Uczta dusz” jest pierwszą częścią
trzytomowego cyklu o Magistrach można zakładać, że tom ten stanowi jedynie
przygotowanie do tego co nastąpi w następnych częściach, a uśpiona dotychczas
akcja eksploduje ze zdwojoną siłą. Czekam na kontynuację z niecierpliwością.