Mówi się, że nie chodzi o ilość tylko o
jakość. I dlatego też wydawać by się mogło, że jeżeli ktoś popełnił tak
ogromną ilość książek jak sir Terry Pratchett, z pewnością nie ma czytelnikowi już nic do zaoferowania. Można
przypuszczać, że jego kolejna książka nie będzie warta nawet przelotnego
rzucenia okiem na nią w księgarni, że nie miał o czym pisać, że poszedł po
najmniejszej linii oporu, książka będzie bez polotu, mało interesująca. A
jedyne co z pewnością będzie o niej można powiedzieć to, to że została napisana
dla mamony,ale nic bardziej, mylnego. Mam wrażenie, że Pratchett mimo swojego
wieku (64 lata) ma głowę wypchaną wspaniałymi, czasami nieco szalonymi
pomysłami których nie powstydziłby się niejeden nastolatek. „Niuch” będąca już 39 książką twórcy
tak uwielbianego przez szeroką rzeszę fanów na całym świecie -
Świata dysku, tylko to potwierdza.
Sam Vimes nie ma powodów do zadowolenia,
on mający poważanie w całym mieście, człowiek przed którym najwięksi złoczyńcy Ankh-Morpork
chowają się w ciemnych zaułkach miasta, poważany komendant Straży Miejskiej
został postawiony pod murem i to przez swoją ukochaną żonę Lady Sybil. Dowódca
z ciężkim sercem i wielkim niepokojem wyjeżdża ze swoją rodziną na swoje
pierwsze wakacje. Sam nawet w najmniejszym stopniu nie jest w nastroju
wakacyjnym. Urlop na wsi, w pięknym pałacu pośrodku zielonego oceanu kwiatów,
drzew, krzewów i pięknie śpiewającego ptactwa jest dla niego nie lada
utrapieniem. Vimes dotkliwie odczuwa brak powietrza przepełnionego ciężkim
dymem z kominów, hałasu i krzyków dochodzących z brudnych, pełnych szczurów i wszelkiej maści zbirów
ulic, na których zło i brutalność to chleb powszedni. Jednak jak przystało na
prawdziwego policjanta z krwi i kości Vimes wie, że tam gdzie są ludzie musi być i przestępstwo.
Zgodnie z oczekiwaniami nie musi wcale długo czekać by jego przypuszczenia się
sprawdziły, a on sam znalazł się pośrodku serii zabójstw goblinów z ogromną
aferą z bezwzględnymi przemytnikami w tle.
Jak wcześniej wspomniałam „Niuch” jest już
39 książką z Serii Świata Dysku jednak równie dobrze można potraktować jako
odrębną opowieść. Czytanie tej książki stanowiło dla mnie samą przyjemność.
Język Pratchetta jest niepowtarzalny, przystępny, giętki i zabawny przez co
przynosi czytelnikowi niemałą frajdę podczas obcowania z jego twórczością.
Jeżeli chodzi zaś o głównego bohatera – Samuela Vimesa, to podczas tych 39
książek rozłożono go już na czynniki pierwsze i napisano o nim już pewnie tyle,
że na jego temat mogłaby powstać niejedna fascynująca i obszerna praca
magisterska (o ile już nie powstała). Jest on postacią, która wierzy w
sprawiedliwość i właśnie nią stara się kierować w życiu, niejednokrotnie
również możemy się przekonać, że w swoich zachowaniu upodobał sobie zasadę,
według której cel uświęca środki. Z resztą jak powszechnie wiadomo to właśnie
komendant Straży Miejskiej jest swoistym alter ego samego autora. Wszystkie cechy,
które sobą prezentuje charakteryzują również jego twórcę – są odzwierciedleniem
poglądów i cech, które ceni lub posiada Terry Prathchett.
Wiele
osób twierdzi, że Pratchett Pratchetowi nie równy. Wielu zarzuca mu
wypalenie i brak w ostatniej książce tego za czym tak przepadali; puszczania
oka do czytelnika, zabawy słowami i humoru. Czytałam również recenzje mówiące,
że książka tchnie z każdej strony zadumą, zbyt wiele w niej powagi, zbyt wiele
umoralniania itp. Być może jest w tym trochę prawdy, ale biorąc pod uwagę
całokształt oraz fakt, że postępująca u niego choroba Alzhaimera naprawdę
utrudnia mu pisanie powinniśmy być wdzięczni za każdą możliwość spotkania z
Vimesem i spółką oraz podziwiać jego warsztat, humor i postrzeganie tego
przewrotnego nie do końca racjonalnego świata.
Polecam
zdecydowanie, każdemu kto kocha Pratchetta ale również tym, którzy jeszcze nie
widzą, że Go pokochają.