poniedziałek, 7 listopada 2011

Oliver Potzsch "Córka kata"

Czarownice, tańce w ciemnym lesie w świetle ogromnych ognisk, zioła, czary i ciemne moce-wszystko to zawsze rozpalało wyobraźnię ludzi do czerwoności. Chęć obcowania z czymś nieuchwytnym i nie do końca zrozumiałym towarzyszyła od dawna również mi. Dlatego też gdy tylko zobaczyłam recenzje „Córki kata” powiedziałam, że muszę ją przeczytać. Niedługo potem słowa zamieniałam w czyny…
Okropieństwa wojny trwały aż trzydzieści lat. Czas ten przyniósł ze sobą cierpienie, ogromne straty w ludziach, wielkie obszary opustoszałych terenów i zgliszcza. W Schongau - małym miasteczku próbującym podnieść się po tym strasznym okresie panuje względny spokój. Życie toczy się własnym ustalonym od dawien dawna rytmem. Przekupki sprzeczają się na rynku, rajcowie radzą na zebraniach, a umorusane sadzą dzieci biegają po wąskich uliczkach miasta robiąc przy tym mnóstwo zamieszania i hałasu. Spokój zostaje jednak zburzony w chwili gdy z ciemnych odmętów Lecha zostaje wyłowione ciało chłopca. Wszystko wskazuje na to, że dziecko nie zmarło z przyczyn naturalnych. Powodem śmierci było morderstwo. Na ludzi z miasteczka pada blady strach, który potęguje fakt, że na plecach małoletniego denata odkryto znak. Znak czarownicy. W mieście wybucha panika. Mieszkańcy z żądzą w oczach i kosami w rękach szukają winnego. Oczywiście długo nie musieli szukać. Na domniemanego zabójcę wybrana zostaje Marta – miejska akuszerka. Jest ona idealnym kozłem ofiarnym. Dlaczego? Jest kobietą, przygotowuje magiczne substancje, pomaga dzieciom przyjść na świat, niejednokrotnie pomagała również w usuwaniu niechcianych płodów, a  przecież nawet najmniejsze dziecko wiem, że nikt normalny nie posiada takich umiejętności. Przez Schongau przelewa się fala plotek. Ludzie szukają wspólników „czarownicy” i snują wyobrażenia o zawartym przez Martę pakcie z diabłem, zaprzedaniu duszy i jej niebotycznie wysokich lotach na miotle. Wydaje się, że jedynymi trzeźwo myślącymi osobami w całym miasteczku są: Jakub Kuisl kat (notabene odpowiedzialny za przeprowadzenie na rzeczonej kobiecie tortur) syn medyka Simon Fronwieser oraz Magdalena córka Jakuba. Atmosfera w mieście gęstnieje jeszcze bardziej kiedy okazuje się, że kolejne dziecko padło ofiarą morderstwa. Jakub ma zaledwie kilka dni aby przekonać się o kto morduje dzieci i uratować Martę przed okropną śmiercią. Razem z Simonem i wścibską Magdaleną podejmuje się śledztwa narażając przy tym życie swoje i swoich bliskich. Czy uda im się rozwiązać zagadkę? Czy Marta spłonie na stosie? Jeśli jesteście ciekawi koniecznie przeczytajcie tą książkę.
„Córka kata” będąca debiutem Olivera Pozscha zaskoczyła mnie ogromnie pozytywnie i to pod wieloma względami. Przede wszystkim spodobały mi się po mistrzowsku odtworzone realia ówczesnego życia. Potzsch z wielką dbałością o szczegóły zakreślił obraz siedemnastowiecznego małomiasteczkowego życia. Przedstawił mentalność prostych ludzi, których niemal całe postrzeganie świata podporządkowane było przesądom i wierzeniom. Ukazał ich słabość do wyolbrzymiania zdarzeń, których nie rozumieją i z którymi nie potrafią sobie poradzić. Niezaprzeczalnym atutem książki jest również postać głównego bohatera Jakuba Kiusla, którego fach od najdawniejszych lat był ukryty za zasłoną milczenia. Zawód ten wiązał się z pewnego rodzaju poważaniem w społeczeństwie, budził strach, ale niestety równie często był równoznaczny z niskim statutem społecznym kata. Mimo tak osobliwego zawodu Jakub charakteryzuje się niezwykłą życiową mądrością, zna się na ziołolecznictwie, a w domu zgromadził imponującą zbiór książek medycznych. Postać kata jest tym bardziej interesująca, że jej pierwowzorem był prapradziadek Olivera, który wywodził się z jednej z najbardziej znanych katowskich rodzin w całej Bawarii. Kolejnym plusem książki jest jej akcja, która nieustanie nas zaskakuje, zmieniając swój tok i podsuwając nam pod nos coraz to inne możliwe rozwiązania i tropy, za którymi warto podążać. Wszystko to sprawia, że czytanie książki o kacie i czarownicach stanowi niezwykłą przyjemność, a godziny spędzone na czytaniu mijają niczym minuty.
Polecam wszystkim spragnionym mocnych, niecodziennych wrażeń, niebojącym się uciec do siedemnastowiecznego miasteczka gdzieś w dalekiej Bawarii...

 Za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego dziękuję Wydawnictwu Esprit

11 komentarzy:

  1. Naprawdę chętnie przeczytam, choć boli gdy niewinny jest z góry skazany na przegraną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się wręcz zachwyciłem książką

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, to coś dla mnie. Mocne wrażenia nie są złe w zimne jesienne wieczorki:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ją na liście, ale jeszcze nie trafiła w moje ręce. Mam nadzieję, że będę miała okazję ją przeczytać:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Edyta-przeczytaj być może zweryfikujesz swoje poglądy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakiś czas temu czytałam o tej ksiażce, potem umknęła by znowu o sobie przypomnieć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Recenzja bardzo zachęcająca, mam nadzieję, że wkrótce i ja się zapoznam z tą pozycją.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta siedemnastowieczna historia bardzo mnie kusi :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurcze podsyciłaś swoją recenzją mój smaczek na tą książkę :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Od jakiegoś czasu mam chrapkę na tę książkę :) I widzę, że warto

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie boje się przenieść w czasie, z niecierpliwością oczekuję na tę przygodę.

    OdpowiedzUsuń