środa, 22 czerwca 2011

Jurgen Thorwald "Stulecie chirurgów"

Wchodzisz do sterylnego gabinetu gdzie wita Cię lekarz. Pokój jest biały, podobnie jak fartuch siedzącego za biurkiem mężczyzny. Nie zawsze jest on uśmiechnięty od ucha do ucha, ba! często nawet patrzy na Ciebie spode łba i warczy gdy próbujesz powiedzieć coś o swojej chorobie. Tak, wizyty u lekarzy jak wiadomo to nic miłego. Stanie w kolejkach, czekanie na lekarzy (sama ostatnio czekając na spóźniającego się lekarza spędziłam w  kolejce 3 godziny po czym okazało się, że nie zostanę przyjęta) i zabiegi to nie jest to o czym człowiek marzy w wolnej chwili. Jednak gdy choroba Cię dopadnie nie ma wyjścia idziesz…
Ale wyobraź sobie, że idziesz do lekarza (w nieodległym XIX wieku) gdzie stajesz oko w oko z rzeźnikiem. Wyobraź sobie, że masz paskudnie złamaną nogę, zapalenie wyrostka lub twoje jeszcze nienarodzone dziecko bardzo ochoczo „pcha” się na ten szalony świat. Widzisz go – przypuszczam, że w tej chwili Twoje oczy stają się coraz szersze, a serce bije jak oszalałe. „Fartuch” albo to co ma go po trosze przypominać upstrzone jest różnej wielkości plamami od zaschniętej krwi i ropy poprzednich pacjentów - nieszczęśliwców. Wygląd i higiena samego „medyka” też nastręcza wiele wątpliwości. Nagle czujesz na swoich barkach żelazne uściski mocnych rąk. Grupa „asystentów” ciągnie Cię ku czemuś co przypomina stary rzeźnicki stół w kolorze ciemnego wina (którego bynajmniej nie uzyskał od farby). Kładą Cię na tej twardej desce, nadal mocno trzymając. Ze strachu nie jesteś w stanie zamknąć oczu. Wszystko widzisz bardzo wyraźnie. Jeden z asystentów niesie sznur; zaraz będą Cię nim związywać, żebyś się nie ruszał nadto. Po prawej stronie widzisz lekarza. Zbliża się. Spośród leżących na stole obok narzędzi wybiera brudną od krwi, lekko zardzewiałą niepozorną, piłę ręczną… Przyciska ją do Twojej nogi, czujesz jej ostre ząbki na swojej napiętej skórze… Ale zaraz, zaraz gdzie jest znieczulenie! Brzmi jak horror? Spokojnie proszę Państwa, to tylko XIX wiek!
„Stulecie chirurgów” Jurgena Thorwalda przedstawia realia XIX-wiecznej medycyny i jej historię. Książka nie należy do najłatwiejszych w czytaniu. Niejednokrotnie łapałam się na tym, że robi mi się zimno i mam ciarki od opisywanych na stronach poczynań ówczesnych lekarzy. Przykładem niech będzie krótki cytat:  „ (...)3 marca 1854 roku było gorąco. Mimo to dostałem dreszczy gdy wychudzony indyjski chłopak, leżący na podłodze lepkiej od brudu chaty Mukerji, wydał przenikliwy krzyk.(…) Członki chłopca prężyły się w żelaznym uchwycie rą półnagiego pomocnika, który trzymał go za ramiona i barki i nie pozwalał zsunąć ugiętych w kolanach szeroko rozstawionych nóg. Wychudła twarz Mukerji pozostała nieporuszona. Wyciągnął naoliwione palce, którymi przez odbytnicę docisnął kamień do dna pęcherza. Głęboko w kroczu dziecka tkwił nóż Mukerji, czerwony od tryskającej krwi. Wbił go szybkim ruchem przez odbyt między mosznę i krocze aż do pęcherza.(…)”*  Pomimo chwilowych niedogodności w czytaniu nie sposób przejść koło tej książki obojętnie.
Dzięki temu, że autorem zapisków i spostrzeżeń zawartych w książce jest H.Hartmann (dziadek J. Thorwalda), który sam był lekarzem;  poznajemy realia XIX szpitali, operacji,  podejścia samych lekarzy do operacji i pojawiających się co rusz w światku chirurgicznym nowości niejako z pierwszej ręki.  Jestem przekonana, że niejednemu teraźniejszemu czytelnikowi rudno uwierzyć we wszystkie opisane w książce wydarzenia, tym bardziej, że w obecnych czasach chyba nikt nie wyobraża sobie operacji bez znieczulenia, z brudnymi rękoma i narzędziami używanymi przez lekarzy. Ciężko wyobrazić sobie jak bardzo musiały cierpieć chore, zgłaszające się do lekarzy osoby skoro poddawały się „zabiegom” niewiele różniącym się od tortur. „Stulecie..” jest zdecydowanie książką, którą należy przeczytać, nawet jeśli jest się zupełnym (podobnie jak ja) laikiem w dziedzinie medycyny. A jeśli ubicie mocne wrażenia i to uczucie włosków stających dęba na całym ciele to bardzo polecam tę książkę. Natomiast jeśli chodzi o samego autora i inne jego pozycje to mogę powiedzieć, że wkrótce będziemy mieć kolejne spotkanie. Jednak następnym razem wspólnie będziemy tropić zbrodniarzy. (Jestem w trakcie negocjacji dotyczących pożyczenia od kolegi „Stulecia detektywów”.)

*Cytat pochodzi z książki „Stulecie chirurgów” J. Thorwald’a, wyd. Znak 2010, str. 58

2 komentarze:

  1. Aż ciarki przechodzą....! Ale chyba warto przeczytać. Ja to zrobię - mam jeszcze drugą część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie, wielbicielki thrillerów medycznych, pozycja obowiązkowa!

    OdpowiedzUsuń