środa, 8 czerwca 2011

Keri Arthur "Wschodzący księżyc"

„Wschodzący księżyc” jest książką rozpoczynającą dziewięciotomowy cykl „Zew nocy”. Długo nosiłam się z zamiarem przeczytania tej książki. Interesująca okładka („która aż krzyczy weź mnie do ręki”) i zachwyty na wszystkich blogach i forach tylko podsycały moją ciekawość.
Gówna bohaterka nie jest zwyczajną rudowłosą dziewczyną z charakterem. Riley Jenson jest dziewczyną z nie lada tajemnicą - jest ona DHAMPIREM - na wpół wampirem i na wpół wilkołakiem. Na co dzień pracuje w Departamencie Innych Ras w Melbourne, mieszka razem z Rohanem bratem bliźniakiem i skutecznie broni się przed powołaniem jej na stanowisko strażnika (których, głównym zadaniem jest zabijanie istot, stanowiących niebezpieczeństwo dla ludzi).
Co można jeszcze można powiedzieć o Riley? Chociażby to, że jest wilkołakiem i dążący do pełni księżyc rozpala w niej gorączkę, wywołując niepohamowaną żądzę seksu. Gorączkę, która spala ją od wewnątrz nawet w najmniej oczekiwanych momentach.
Co ponadto? Chociażby to, że jest bardzo związana ze swoim bratem i w trakcie jednej z jego misji wyczuwa, że grozi mu niebezpieczeństwo...na domiar złego „ni stąd ni zowąd” spotyka przed swoim domem niebanalnie przystojnego wampira. Będą kłopoty?...Jak najbardziej. Przygotujcie się na porwania, pościgi, włamania, zdobywanie tajnych informacji, podstęp i zdrady kochanków ale także seks, seks, seks…seks aha i jeszcze seks.
Akcja książki toczy się wartko, jest w niej wiele ciekawych wątków (sensacyjny, detektywistyczny) ale wszystko to psuje (moim zdaniem) nadmiar erotyki. Dla mnie jest jej zdecydowanie za dużo przez co przyćmiewa całą treść. 
„Wschodzący księżyc” nie jest  książka, którą będzie się pamiętać przez lata, ale z pewnością po ciężkim dniu pracy stanowić będzie dobrą rozrywkę.  Ksiązkę polecam przede wszystkim  miłośnikom paranormal romanse, który w obecnie  przeżywa prawdziwy rozkwit.

6 komentarzy:

  1. Mnie też przeszkadzał nadmiar erotyki, ale książka sama w sobie bardzo fajna:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytałam po angielsku od razu całą serię i nie kojarzę, żeby mi ta erotyka przeszkadzała. Może faktycznie w pierwszej części było jej więcej? Niedługo mam zamiar przeczytać po polsku, to sobie przypomnę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sihhinne-rzeczywiście książka ciekawa, szybko się ją czyta;
    viv- może po prostu masz większą tolerancję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świeżo po przeczytaniu "Całując grzech" stwierdzam, że dużo tych scen. Poprzednio czytałam tę serię w ciągu innych paranormalnych romansów i po kilku książkach tego rodzaju tolerancja z pewnością mi się zwiększyła. Po kilkumiesięcznej przerwie w czytaniu książek tego rodzaju ilość erotyki w tej serii faktycznie trochę razi :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Viv- Wschodzący był właściwie moją pierwszą paranormal (nie licząc Szeptem) i może dlatego mnie to raziło. Teraz jak pewnie wiesz będę się zabierała jednak za przeczytanie "Całując grzech" ale chyba daruję sobie erotyczne ekscesy Riley:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam "Wschodzącu księżyc" i mam podobne odczucia względem opisów erotycznych. Zbyt dosadnych moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń