Od dzieciństwa wpaja się nam, że rodzina to
główny trzon naszego życia. Ludzie łączą się w pary zakładają własne rodziny i
choćby nie wiem co na rodzinę można zawsze liczyć. To oni pomogą nam zawsze gdy
zajdzie taka potrzeba, wspierają w złych chwilach, służą ramieniem gdy mamy
ochotę się wypłakać i cieszą się wspólnie
z nami z naszych małych i wielkich sukcesów. Ale czy aby na pewno?
„Płatki
na wietrze” będące
kontynuacją głośnych „Kwiatów na poddaszu” całkowicie zaprzeczają powyższym
twierdzeniom. Pokazują, że czasami Ci od których oczekujemy miłości i wsparcia,
odwracają się od nas porzucając na pastwę losu, który nie zawsze musi być dla
nas przychylny.
Rodzeństwo
Dallangangerów
zostało okrutnie doświadczone przez los, który zgotowały im najbliższe i mające
zajmować najważniejsze miejsce w ich życiu osoby. Więzieni przez ponad trzy
lata na wilgotnym, ciemnym poddaszu, karmieni trującym pączkami z posypką
arszenikową zdobywają się na odwagę aby wyrwać się z piekła, które zgotowała im
matka z babką.
Pod osłoną nocy z garścią ukradzionych
pieniędzy rodzeństwo z wiarą i niepokojem o przyszłość wyruszają na
poszukiwanie nowego życia. Ich celem ma być Floryda. Niestety stan małej,
podtruwanej systematycznie od jakiegoś czasu Carrie staje im na drodze ucieczki z piekła. Dziewczynka jest
skrajnie wyczerpana. Jej wątłe ciało nie jest w stanie dalej opierać się
silnemu działaniu trucizny. Jednak po latach upokorzeń i ciągłej
nieprzychylności opatrzność zsyła im postawną murzynkę Henny, która widząc
trudną sytuację w jakiej znalazło się rodzeństwo nie zastanawiając się przez
chwilę postanawia zaprowadzić ich do swojego pracodawcy - doktora Paula Shaffielda. Decyzja podjęta przez
tą kobietę o ogromnym gołębim sercu odmienia dotychczasowe życie
Dallangangerów.
Paul przyjmuje dzieci z pod swój dach.
Pomaga małej Carrie dojść do zdrowia, zaś nad straszą dwójką roztacza opiekę,
której nie powstydziłby się niejeden prawdziwy ojciec. Dzięki jego wsparciu
rodzeństwo może liczyć na normalny rozwój. Cathy
podejmuje od nowa naukę baletu, zaś Chris pod okiem lekarza zaczyna spe0łaniać
swoje największe marzenie – zostaje studentem medycyny. Wydaje się, że piekło w
którym żyło rodzeństwo rozpadło się na kawałki i nie ma po nim najmniejszego
śladu. Niestety już wkrótce ocalona trójka z czwórki rodzeństwa będzie miała
okazję przekonać się, że decyzje podejmowane przez ich rodziców będą się
wywierać katastrofalne skutki niemal
przez całe życie.
„Płatki na wietrze” to ciężka, przygnębiająca
i niejednokrotnie zaskakująca lektura. Z każdej strony czuć eksplodujące w niej
uczucia. Powieść aż kipi od wielkich miłości, pożądania, namiętności i
występującej często z nimi w parze nienawiści. Autorka sprawnie ukazuje portret
psychologiczny rodzeństwa rozkładając przed czytelnikami wachlarz
niejednokrotnie irracjonalnych zachowań głównych bohaterów. Brak
miłości w dzieciństwie i doświadczenia z lat poprzednich owocują błędnymi decyzjami
podejmowanymi przez każde z ocalałej trójki. Najjaskrawszym przykładem jest
Cathy, którą los pcha w ręce nieodpowiednich mężczyzn. Dziewczyna jest
niestabilna emocjonalnie. Z jednej strony jest dojrzałą kobietą planującą
zemstę doskonałą, z drugiej zagubioną dziewczynka, pozbawioną poczucia własnej
wartości i tożsamości. Podobnie jest z Chrisem,
który nie potrafi poradzić sobie z emocjami i z życiem poza ciemnym,
przytłaczającym strychem.
Mimo, iż „Płatki na wietrze” są nieco
słabsze od pierwszej części, a autorce zdarzają się często wpadki związane
m.in. z wiekiem bohaterów, saga stworzona przez Virginię C. Andrews jest całkiem spójna i ciekawa przez co zdecydowanie
zasługuje na uwagę czytelników.
Miejmy tylko nadzieję, że dalsze losy
rodziny Dallangangerów nie będą aż tak wypaczone moralnie i nastanie w nich
względny spokój.